pick apart the pieces you left
don't you worry about it, don't you worry about it
try to give yourself some rest
and let me worry about it, let me worry about it
Czy ja
kiedykolwiek zrozumiem, że nie powinienem radzić się i słuchać chłopaków z
kadry? Jeszcze do niczego dobrego mnie to nie doprowadziło, wręcz przeciwnie,
zawsze rady tych gamoni sprowadzają na mnie kłopoty większe niż uszy
Morgensterna. Ale oczywiście co teraz robię? To, co zaleciły mi te zakute łby.
Od skakania na nartach w głowach im się poprzewracało. Mi też swoją drogą.
Dlaczego muszę być taką typową blondynką?
- Więc mówisz, że tutaj będzie ta twoja niunia?
Posłałem Indze hejterskie spojrzenie, na co kobieta tylko wydęła wargi,
po czym uśmiechnęła się szyderczo. Widać, że kuzynka Kocha. Ten sam mroczny
charakterek, to samo zbuntowane spojrzenie, tylko buźka o wiele, wiele
ładniejsza. Musiałem to przyznać, Inga Koch była naprawdę niezłą laską, taką
mocne dwanaście na dziesięć, nawet Fettnero, naczelny znawca kobiecego piękna
to przyznał. Dlatego miałem obiekcje, co do naszego planu. Bo niby jakim cudem,
ktoś z takim ryjem jak mój, mógłby wyrwać taką lasencję jak Inga? Jej zgrabne
ciało odziane w obcisłą, czerwoną kiecę, długie blond włosy i perlisty uśmiech
z łatwością zdobyłyby każdego samca na ziemi. Więc to logiczne, że mając do
wyboru jakiegoś mistera 2015 i mnie, nie wybrałaby mnie. No bo wiocha trochę
pokazać się ze mną, kiedy jest się taką superlaską.
O nie, dlaczego włączył mi się tryb emo i dlaczego mam zaniżoną
samoocenę? Człowieku, zluzuj porty, wygrałeś TCS, jesteś gość, okej? I facjatę
też masz znośną, powie ci to twoja co druga, nastoletnia fanka.
- Prawdopodobnie - odparłem grzecznie i pociągnąłem Ingę w tłum gości.
Ślub naszego wspólnego przyjaciela, nie ma siły, by Anna tutaj nie
przyszła, prawda? Gorzej, jeśli przyszła z kimś i to z kimś fajnym. Oesu, to
był zły pomysł, by to tutaj odzyskać Heckmann. Przecież na pewno z kimś
przyszła, kto na śluby chodzi sam?
Nie Anna.
Bo Anna przyszła z... Jonasem.
Badum tss.
- Kurweła - mruknąłem i ruszyłem w przeciwną stronę, jak najdalej od
brunetki. Przerażało mnie to, że może jest już w związku i to z kimś z naszej
paczki. A Jonas, cóż, zawsze wodził za nią oczami. Cholerny, dobrze zbudowany
brunet metr dziewięćdziesiąt z uśmiechem jak z reklamy Blend-a-medu. Niech to
Pointner chorągiewką strzeli, schlierenzauerowe włosy oklapną, a Koflerowi
ochraniacz spadnie z zębów! Kurwa, kurwa, kurwa!
- Co cię tak zdenerwowało? - Inga zaśmiała się i to wcale nie w miły
sposób.
Posłałem jej niechętne spojrzenie. Co z tego, że fajnie wygląda, skoro
jest jak kopia Kocha? Wszystko czego teraz potrzebuję to trochę szyderstwa,
tak, dokładnie. Kurwa.
Okej, Didl, oddech. No już, weź się w garść. I nie przeklinaj tyle. Jeszcze
Kuttin wyłapie twoje myśli i będziesz musiał zapełnić słoiczek sporą ilością
centówek.
- Anna - burknąłem, opierając się o ścianę. Może powinienem się napić
albo coś?
- Powiedz mi - Ingę widocznie bawiła moja sytuacja, bardzo śmieszne,
haha. - jak mamy wzbudzić w niej zazdrość, skoro przed nią uciekasz? Musi nas
zobaczyć.
- Co ty nie powiesz?
- Więc w czym problem?
Powoli wypuściłem z ust powietrze.
- Przyszła z moim kumplem.
- I co z tego?
- Sama zobacz - najdyskretniej jak się dało, wskazałem Kochównie Annę i
tego fagasa, którzy stali obok stołu szwedzkiego i gawędzili. Cóż, przynajmniej
nie wymieniali płynów ustrojowych ani nie trzymali się za ręce.
- Dobra dupa - podsumowała blondynka, za co spiorunowałem ją wzrokiem.
Tak, potrafi podnieść na duchu, nie powiem.
- Nie pomagasz.
Inga znowu uśmiechnęła się ironicznie. Co za laska.
- Mogę go wyrwać, a Anna wypłacze ci się na ramieniu, pocieszysz ją w
swoim łóżku i będziecie żyć długo i szczęśliwie.
- Inga! - No doprawdy, nic tylko złapać się za głowę.
- Albo do nich podejdziemy, grzecznie się z nimi przywitasz i mnie
przedstawisz.
Wziąłem głęboki oddech. Raz kozie śmierć, przecież od początku taki
mieliśmy plan.
Złapałam Kochównę za dłoń i zacząłem przedzierać się przez tłum. Tylko
spokojnie, Didl. Nie załamuj się widokiem Anny z innym, nie rób do niej
maślanych oczek, nie padnij przed nią na kolana i nie błagaj o jeszcze jedną
szansę.
Kurde, jak dobrze wygląda.
Ganz egal.
- O, Anna, hej - starałem się wyglądać na zaskoczonego, kiedy niby
przypadkowo znalazłem się przy szwedzkim stole razem z Ingą.
Anna zdziwiona uniosła nieznacznie brwi, najpierw lustrując mnie
wzrokiem, a potem przenosząc spojrzenie na Kochównę. Po chwili konsternacja zniknęła z
jej twarzy na rzecz przyjaznego uśmiechu.
- Thomas, cześć! Myślałam, że nie przyjdziesz.
Brunetka przytuliła mnie i pocałowała w policzek, ale - mimo, że były to
szczere, ciepłe gesty - brakowało w nich tej
iskry. No wiecie, bardziej jakbym był jej naprawdę dobrym kumplem niż kimś,
kogo się kocha, z kim dzieli się łóżko i paczkę chipsów.
Może nie mamy już czego ratować.
- Cześć, Didl - Jonas klepnął mnie w ramię, po czym podał dłoń. Taa,
koleś, nie wiem, czy wiesz, ale wypadłeś już z mojej top 10 kumpli. Łapy z
dala od mojej kobiety!
- Siema. Przyszliście... razem?
Anna zaśmiała się.
- Po prostu nie miałam z kim przyjść, Jonas również, więc się zgadaliśmy.
No wiesz - kobieta wzruszyła ramionami. - Nie przedstawisz nam swojej...
towarzyszki?
Przez chwilę miałem ochotę zarumienić się i zapaść się pod ziemię, ale
szybko odzyskałem rezon. Trzeba konsekwentnie trzymać się planu, krok za
krokiem.
- Taa, to Inga - spróbowałem się szczerze uśmiechnąć. Kłamanie zawsze
przychodziło mi z trudem. - A to Anna i Jonas.
Srututu, cała trójka wymieniła uprzejmości. Miałem wrażenie, że Anna dość
nieufnie spojrzała na Ingę, ale często widzę to, co chcę widzieć, a nie to, co
naprawdę się dzieje. Na przykład nie zauważyłem, że związek mi się sypie, póki
Anna nie zasugerowała rozstania.
- Jesteście razem? - Heckmann nieznacznie się uśmiechnęła.
Inga postawiła przejąć inicjatywę.
- Spotykamy się od niedawna - objęła mnie w pasie ze szerokim uśmiechem.
- Na razie to nic poważnego, świetnie się razem bawimy, ale zobaczymy, co
przyniesie los - zaśmiała się, po czym cmoknęła mnie w policzek. Była naprawdę
urocza i ujmująca, umiała grać słodką, choć w rzeczywistości lubiła pluć jadem
i hejtem. - A wy?
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi - Jonas zaśmiał się, po czym popatrzył się
na mnie. - Nie mógłbym chodzić z eks kumpla.
Ale palnął. Aż wstrzymałem oddech. Natomiast Inga teatralnie uniosła
brwi.
- Byliście parą? - Zapytała, to
patrząc na mnie, to na Annę.
Zrobił się kwas. Heckmann oblała się rumieńcem, ja wzruszyłem ramionami,
wbiwszy wzrok w ziemię. Niezręcznie jest stać obok swojej byłej dziewczyny, a
co dopiero przedstawiać jej swoją "nową partnerkę".
- Byliśmy razem kilka lat, ale nie musisz się martwić, wszystko jest już
zakończone - wytłumaczyła Anna pogodnym tonem, choć nie wydawała się być pewna
tego, co mówi. - Cieszę się, że Thomas układa sobie życie i jest szczęśliwy.
Taa, szczęśliwy po cholerze.
Inga odwzajemniła uśmiech Anny, po czym postanowiła potańczyć. Ze mną.
Uh. Nigdy nie byłem Rune Veltą parkietu, ledwo nauczyłem się tańczyć walca
wiedeńskiego na jakąś szkolną uroczystość i z trudem wychodzę cało z potupajek,
mimo to z Ingą tańczyło mi się zaskakująco lekko. Może nie czułem się jakoś
bardzo komfortowo z tym, że to ona prowadziła w tańcu, ale zawsze lepsze to niż
tracenie równowagi po nieco bardziej skomplikowanej figurze i deptanie po
palcach.
so hold on
hold on to what we are
hold on to your heart
Było przyjemnie. Dobra muzyka, piękna kobieta w ramionach, przyzwoicie
ułożone włosy. Ale jednak coś było nie tak. Jakiś mały element psujący piękną
konstrukcję, detal zaburzający równowagę sytuacji.
Anna.
Anna, której powinien teraz deptać po czerwonych szpilkach, a która śmieszkuje
sobie z Jonasem.
Anna, która nie patrzy na mnie z zazdrością, a ociera łzy z kącików oczu
i uśmiecha się promiennie w stronę innego mężczyzny.
Nic już z tego nie będzie, prawda?
Żadnego kocham, przepraszam, tęsknie. Żadnych łez, wzruszających
pogodzeń, upojnych nocy. Żadnego jedzenia ogórków korniszonych o trzeciej w
nocy i popijania ich tanim winem. Nic. Będę ja i będzie ona. Osobno. Oddzielnie.
Z dala od siebie.
To koniec. Po prostu.
- Przepraszam - wyszeptałem w stronę Ingi, na chwilę przed tym, jak oczy
zaszły mi łzami, i odwróciwszy się na pięcie, wyszedłem przed budynek. Wziąłem
głęboki oddech, mając nadzieję, że chłodne, nocne powietrze ostudzi wszystkie
kłębiące się we mnie emocje, ale nic takiego się nie działo. Nadal okropnie
mnie paliło, ogień dosłownie pożerał mnie od wewnątrz. Czułem się tak, jakby ogromny
kamień rozpłaszczył mi serce. Cały drżałem i cudem się nie rozwyłem.
Odkąd Anna ze mną zerwała, upierałem się przy tym, że uda mi się ją
odzyskać. Odpychałem od siebie myśl, że to prawdziwy koniec, że zerwaliśmy na
dobre. Wciąż się łudziłem, że kiedy Anna przemyśli sprawę, wróci do mnie z
paczką przeprosinowych krówek w ręce. Nawet przez moment nie przeszło mi przez
głowę, że będę musiał ułożyć sobie życie z kimś innym, że to nie z nią wybuduję
jednorodzinny domek na przedmieściach, spłodzę syna i wyhoduję świnię.
Ten rozdział się zakończył.
Powoli wypuściłem z ust powietrze, wpatrując się w gwieździste niebo.
Mimowolnie przypomniałem sobie noc, podczas której poznałem Annę. Ognisko,
impreza urodzinowa kumpla. Dużo piwa i kiełbasek. I ona, taka zwyczajna, a
jednak wyróżniająca się z tłumu. Od razu wiedziałem, że tak szybko nie wyjdzie
mi z głowy. Rozmawialiśmy, dużo. I nawet śmiała się z moich słabych żartów! W
pewnym momencie odeszliśmy na bok, usiedliśmy na trawie i, dzieląc się
marzeniami, kontemplowaliśmy niebo gęsto usiane gwiazdami. Nigdy nie byłem tak
blisko z kimś zupełnie obcym. Całkowicie skradła mi serce.
Dwa miesiące później zostaliśmy parą.
Prawie trzy lata później zerwaliśmy.
- Thomas, wszystko w porządku?
Nie musiała się odzywać, bym wiedział, że to ona. Wystarczyło, że stanęło
tuż obok, pachnąc swoimi ulubionymi, delikatnymi perfumami. Czasami jeszcze
czuję ten zapach na swojej bluzie, którą jakoś szczególniej sobie upodobała.
Przeniosłem na nią wzrok, mając nadzieję, że nie wyglądam jak porzucony
szczeniak. Ale z drugiej strony nie starałem się niczego maskować; nikt nie
znał mnie lepiej niż ona.
- Już się nie zejdziemy, prawda?
- Thomas - Anna westchnęła, nieco zaskoczona moim pytaniem. Powoli
pokręciła głową. - Nie. Przykro mi.
Jakiś impuls kazał mi się odwrócić i chwycić ją za dłoń. Była zimna jak
zawsze. Tak jak jej nos i stopy.
- Chciałem o ciebie walczyć. Udowodnić, że cię kocham, że możemy być
szczęśliwi...
- Ale spotkałeś Ingę. Naprawdę cieszę się z twojego szczęścia.
- Jak ty nic nie rozumiesz! - prychnąłem, puściwszy jej dłoń. A ponoć to
faceci niczego nie dostrzegają, a zwłaszcza sygnałów i uczuć. - To wszystko na
niby. Żebyś była zazdrosna.
- Thomas...
- Kocham cię. Kocham cię jak nikogo innego.
- Proszę... - Czy to łzy w jej oczach?
- Proszę, nie przerywaj mi. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, ale
dzisiaj zrozumiałem, że to koniec. Odpuszczę.
- Thomas - Teraz już widziałem je wyraźnie, spadały po policzkach,
rozmazując tusz i mocząc skórę. Starłem je kciukiem. Nie chciałem, by płakała,
by była smutna. Zasługiwała na to, by być szczęśliwa. - Tak bardzo cię
przepraszam.
Przytuliłem ją do siebie, mocno obejmując jej plecy i pozwalając, by
płakała w moją koszulę. Zrobię dla niej wszystko, a skoro chce, żebym odszedł,
odejdę. Proste, ale jakże trudne.
- Czy to będzie sztuczne, oklepane i okropne, jeśli powiem, że
chciałabym, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi? - zapytała, nadal tkwiąc w moich
ramionach. Wciąż drżała.
Pogłaskałem ją po ciemnych włosach. Ten ostatni raz miałem ją tak blisko
siebie, mogłem ją dotykać, obejmować, mówić o najintymniejszych uczuciach, słuchać
bicia jej serca i nie myśleć o tych, co zrobię z dniami bez niej.
Nie odchodziła, a mimo to odbierałem wszystko jak pożegnanie. Bardzo nie
lubię pożegnań.
- Byłaś moją najlepszą przyjaciółką i zawsze nią będziesz - delikatnie
odsunąłem ją od siebie, złapałem palcem za podbródek i zmusiłem, by na mnie
popatrzyła. Oczy miała pełne łez i smutku. - Słyszysz? Zawsze.
Uśmiechnęła się, ocierając dłońmi twarz. Nawet z rozmazanym tuszem i
czerwonymi oczami była najpiękniejsza na świecie. Ale już nie moja.
- Zawsze - powtórzyła, klepiąc mnie w ramię i opierając się o balustradę.
Zadarła do góry głowę i spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Uśmiech nie schodził
z jej twarzy. - Wiesz, naprawdę wierzę, że oddzielnie też możemy być
szczęśliwi.
Nie wiem, czy też w to wierzyłem. Czy mogę być szczęśliwy z kimś innym?
Czy mogę czuć do kogoś choć w ułamku coś tak niesamowitego jak do niej? Nie
wiem.
Ale wiem, że poczułem się oczyszczony.
Cholerne katharsis.
*****