czwartek, 31 marca 2016

sześć; katharsis


pick apart the pieces you left
don't you worry about it, don't you worry about it
try to give yourself some rest
and let me worry about it, let me worry about it


Czy ja kiedykolwiek zrozumiem, że nie powinienem radzić się i słuchać chłopaków z kadry? Jeszcze do niczego dobrego mnie to nie doprowadziło, wręcz przeciwnie, zawsze rady tych gamoni sprowadzają na mnie kłopoty większe niż uszy Morgensterna. Ale oczywiście co teraz robię? To, co zaleciły mi te zakute łby. Od skakania na nartach w głowach im się poprzewracało. Mi też swoją drogą. Dlaczego muszę być taką typową blondynką?
- Więc mówisz, że tutaj będzie ta twoja niunia?
Posłałem Indze hejterskie spojrzenie, na co kobieta tylko wydęła wargi, po czym uśmiechnęła się szyderczo. Widać, że kuzynka Kocha. Ten sam mroczny charakterek, to samo zbuntowane spojrzenie, tylko buźka o wiele, wiele ładniejsza. Musiałem to przyznać, Inga Koch była naprawdę niezłą laską, taką mocne dwanaście na dziesięć, nawet Fettnero, naczelny znawca kobiecego piękna to przyznał. Dlatego miałem obiekcje, co do naszego planu. Bo niby jakim cudem, ktoś z takim ryjem jak mój, mógłby wyrwać taką lasencję jak Inga? Jej zgrabne ciało odziane w obcisłą, czerwoną kiecę, długie blond włosy i perlisty uśmiech z łatwością zdobyłyby każdego samca na ziemi. Więc to logiczne, że mając do wyboru jakiegoś mistera 2015 i mnie, nie wybrałaby mnie. No bo wiocha trochę pokazać się ze mną, kiedy jest się taką superlaską.
O nie, dlaczego włączył mi się tryb emo i dlaczego mam zaniżoną samoocenę? Człowieku, zluzuj porty, wygrałeś TCS, jesteś gość, okej? I facjatę też masz znośną, powie ci to twoja co druga, nastoletnia fanka.
- Prawdopodobnie - odparłem grzecznie i pociągnąłem Ingę w tłum gości.
Ślub naszego wspólnego przyjaciela, nie ma siły, by Anna tutaj nie przyszła, prawda? Gorzej, jeśli przyszła z kimś i to z kimś fajnym. Oesu, to był zły pomysł, by to tutaj odzyskać Heckmann. Przecież na pewno z kimś przyszła, kto na śluby chodzi sam?
Nie Anna.
Bo Anna przyszła z... Jonasem.
Badum tss.
- Kurweła - mruknąłem i ruszyłem w przeciwną stronę, jak najdalej od brunetki. Przerażało mnie to, że może jest już w związku i to z kimś z naszej paczki. A Jonas, cóż, zawsze wodził za nią oczami. Cholerny, dobrze zbudowany brunet metr dziewięćdziesiąt z uśmiechem jak z reklamy Blend-a-medu. Niech to Pointner chorągiewką strzeli, schlierenzauerowe włosy oklapną, a Koflerowi ochraniacz spadnie z zębów! Kurwa, kurwa, kurwa!
- Co cię tak zdenerwowało? - Inga zaśmiała się i to wcale nie w miły sposób.
Posłałem jej niechętne spojrzenie. Co z tego, że fajnie wygląda, skoro jest jak kopia Kocha? Wszystko czego teraz potrzebuję to trochę szyderstwa, tak, dokładnie. Kurwa.
Okej, Didl, oddech. No już, weź się w garść. I nie przeklinaj tyle. Jeszcze Kuttin wyłapie twoje myśli i będziesz musiał zapełnić słoiczek sporą ilością centówek.
- Anna - burknąłem, opierając się o ścianę. Może powinienem się napić albo coś?
- Powiedz mi - Ingę widocznie bawiła moja sytuacja, bardzo śmieszne, haha. - jak mamy wzbudzić w niej zazdrość, skoro przed nią uciekasz? Musi nas zobaczyć.
- Co ty nie powiesz?
- Więc w czym problem?
Powoli wypuściłem z ust powietrze.
- Przyszła z moim kumplem.
- I  co z tego?
- Sama zobacz - najdyskretniej jak się dało, wskazałem Kochównie Annę i tego fagasa, którzy stali obok stołu szwedzkiego i gawędzili. Cóż, przynajmniej nie wymieniali płynów ustrojowych ani nie trzymali się za ręce.
- Dobra dupa - podsumowała blondynka, za co spiorunowałem ją wzrokiem. Tak, potrafi podnieść na duchu, nie powiem.
- Nie pomagasz.
Inga znowu uśmiechnęła się ironicznie. Co za laska.
- Mogę go wyrwać, a Anna wypłacze ci się na ramieniu, pocieszysz ją w swoim łóżku i będziecie żyć długo i szczęśliwie.
- Inga! - No doprawdy, nic tylko złapać się za głowę.
- Albo do nich podejdziemy, grzecznie się z nimi przywitasz i mnie przedstawisz.
Wziąłem głęboki oddech. Raz kozie śmierć, przecież od początku taki mieliśmy plan.
Złapałam Kochównę za dłoń i zacząłem przedzierać się przez tłum. Tylko spokojnie, Didl. Nie załamuj się widokiem Anny z innym, nie rób do niej maślanych oczek, nie padnij przed nią na kolana i nie błagaj o jeszcze jedną szansę.
Kurde, jak dobrze wygląda.
Ganz egal.
- O, Anna, hej - starałem się wyglądać na zaskoczonego, kiedy niby przypadkowo znalazłem się przy szwedzkim stole razem z Ingą.
Anna zdziwiona uniosła nieznacznie brwi, najpierw lustrując mnie wzrokiem, a potem przenosząc spojrzenie na Kochównę. Po chwili konsternacja zniknęła z jej twarzy na rzecz przyjaznego uśmiechu.
- Thomas, cześć! Myślałam, że nie przyjdziesz.
Brunetka przytuliła mnie i pocałowała w policzek, ale - mimo, że były to szczere, ciepłe gesty - brakowało w nich tej iskry. No wiecie, bardziej jakbym był jej naprawdę dobrym kumplem niż kimś, kogo się kocha, z kim dzieli się łóżko i paczkę chipsów.
Może nie mamy już czego ratować.
- Cześć, Didl - Jonas klepnął mnie w ramię, po czym podał dłoń. Taa, koleś, nie wiem, czy wiesz, ale wypadłeś już z mojej top 10 kumpli. Łapy z dala od mojej kobiety!
- Siema. Przyszliście... razem?
Anna zaśmiała się.
- Po prostu nie miałam z kim przyjść, Jonas również, więc się zgadaliśmy. No wiesz - kobieta wzruszyła ramionami. - Nie przedstawisz nam swojej... towarzyszki?
Przez chwilę miałem ochotę zarumienić się i zapaść się pod ziemię, ale szybko odzyskałem rezon. Trzeba konsekwentnie trzymać się planu, krok za krokiem.
- Taa, to Inga - spróbowałem się szczerze uśmiechnąć. Kłamanie zawsze przychodziło mi z trudem. - A to Anna i Jonas.
Srututu, cała trójka wymieniła uprzejmości. Miałem wrażenie, że Anna dość nieufnie spojrzała na Ingę, ale często widzę to, co chcę widzieć, a nie to, co naprawdę się dzieje. Na przykład nie zauważyłem, że związek mi się sypie, póki Anna nie zasugerowała rozstania.
- Jesteście razem? - Heckmann nieznacznie się uśmiechnęła.
Inga postawiła przejąć inicjatywę.
- Spotykamy się od niedawna - objęła mnie w pasie ze szerokim uśmiechem. - Na razie to nic poważnego, świetnie się razem bawimy, ale zobaczymy, co przyniesie los - zaśmiała się, po czym cmoknęła mnie w policzek. Była naprawdę urocza i ujmująca, umiała grać słodką, choć w rzeczywistości lubiła pluć jadem i hejtem. - A wy?
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi - Jonas zaśmiał się, po czym popatrzył się na mnie. - Nie mógłbym chodzić z eks kumpla.
Ale palnął. Aż wstrzymałem oddech. Natomiast Inga teatralnie uniosła brwi.
-  Byliście parą? - Zapytała, to patrząc na mnie, to na Annę.
Zrobił się kwas. Heckmann oblała się rumieńcem, ja wzruszyłem ramionami, wbiwszy wzrok w ziemię. Niezręcznie jest stać obok swojej byłej dziewczyny, a co dopiero przedstawiać jej swoją "nową partnerkę".
- Byliśmy razem kilka lat, ale nie musisz się martwić, wszystko jest już zakończone - wytłumaczyła Anna pogodnym tonem, choć nie wydawała się być pewna tego, co mówi. - Cieszę się, że Thomas układa sobie życie i jest szczęśliwy.
Taa, szczęśliwy po cholerze.
Inga odwzajemniła uśmiech Anny, po czym postanowiła potańczyć. Ze mną. Uh. Nigdy nie byłem Rune Veltą parkietu, ledwo nauczyłem się tańczyć walca wiedeńskiego na jakąś szkolną uroczystość i z trudem wychodzę cało z potupajek, mimo to z Ingą tańczyło mi się zaskakująco lekko. Może nie czułem się jakoś bardzo komfortowo z tym, że to ona prowadziła w tańcu, ale zawsze lepsze to niż tracenie równowagi po nieco bardziej skomplikowanej figurze i deptanie po palcach.


so hold on
hold on to what we are
hold on to your heart

Było przyjemnie. Dobra muzyka, piękna kobieta w ramionach, przyzwoicie ułożone włosy. Ale jednak coś było nie tak. Jakiś mały element psujący piękną konstrukcję, detal zaburzający równowagę sytuacji.
Anna.
Anna, której powinien teraz deptać po czerwonych szpilkach, a która śmieszkuje sobie z Jonasem.
Anna, która nie patrzy na mnie z zazdrością, a ociera łzy z kącików oczu i uśmiecha się promiennie w stronę innego mężczyzny.
Nic już z tego nie będzie, prawda?
Żadnego kocham, przepraszam, tęsknie. Żadnych łez, wzruszających pogodzeń, upojnych nocy. Żadnego jedzenia ogórków korniszonych o trzeciej w nocy i popijania ich tanim winem. Nic. Będę ja i będzie ona. Osobno. Oddzielnie. Z dala od siebie.
To koniec. Po prostu.
- Przepraszam - wyszeptałem w stronę Ingi, na chwilę przed tym, jak oczy zaszły mi łzami, i odwróciwszy się na pięcie, wyszedłem przed budynek. Wziąłem głęboki oddech, mając nadzieję, że chłodne, nocne powietrze ostudzi wszystkie kłębiące się we mnie emocje, ale nic takiego się nie działo. Nadal okropnie mnie paliło, ogień dosłownie pożerał mnie od wewnątrz. Czułem się tak, jakby ogromny kamień rozpłaszczył mi serce. Cały drżałem i cudem się nie rozwyłem.  
Odkąd Anna ze mną zerwała, upierałem się przy tym, że uda mi się ją odzyskać. Odpychałem od siebie myśl, że to prawdziwy koniec, że zerwaliśmy na dobre. Wciąż się łudziłem, że kiedy Anna przemyśli sprawę, wróci do mnie z paczką przeprosinowych krówek w ręce. Nawet przez moment nie przeszło mi przez głowę, że będę musiał ułożyć sobie życie z kimś innym, że to nie z nią wybuduję jednorodzinny domek na przedmieściach, spłodzę syna i wyhoduję świnię.
Ten rozdział się zakończył.
Powoli wypuściłem z ust powietrze, wpatrując się w gwieździste niebo. Mimowolnie przypomniałem sobie noc, podczas której poznałem Annę. Ognisko, impreza urodzinowa kumpla. Dużo piwa i kiełbasek. I ona, taka zwyczajna, a jednak wyróżniająca się z tłumu. Od razu wiedziałem, że tak szybko nie wyjdzie mi z głowy. Rozmawialiśmy, dużo. I nawet śmiała się z moich słabych żartów! W pewnym momencie odeszliśmy na bok, usiedliśmy na trawie i, dzieląc się marzeniami, kontemplowaliśmy niebo gęsto usiane gwiazdami. Nigdy nie byłem tak blisko z kimś zupełnie obcym. Całkowicie skradła mi serce.
Dwa miesiące później zostaliśmy parą.
Prawie trzy lata później zerwaliśmy.
- Thomas, wszystko w porządku?
Nie musiała się odzywać, bym wiedział, że to ona. Wystarczyło, że stanęło tuż obok, pachnąc swoimi ulubionymi, delikatnymi perfumami. Czasami jeszcze czuję ten zapach na swojej bluzie, którą jakoś szczególniej sobie upodobała.
Przeniosłem na nią wzrok, mając nadzieję, że nie wyglądam jak porzucony szczeniak. Ale z drugiej strony nie starałem się niczego maskować; nikt nie znał mnie lepiej niż ona.
- Już się nie zejdziemy, prawda?
- Thomas - Anna westchnęła, nieco zaskoczona moim pytaniem. Powoli pokręciła głową. - Nie. Przykro mi.
Jakiś impuls kazał mi się odwrócić i chwycić ją za dłoń. Była zimna jak zawsze. Tak jak jej nos i stopy.
- Chciałem o ciebie walczyć. Udowodnić, że cię kocham, że możemy być szczęśliwi...
- Ale spotkałeś Ingę. Naprawdę cieszę się z twojego szczęścia.
- Jak ty nic nie rozumiesz! - prychnąłem, puściwszy jej dłoń. A ponoć to faceci niczego nie dostrzegają, a zwłaszcza sygnałów i uczuć. - To wszystko na niby. Żebyś była zazdrosna.
- Thomas...
- Kocham cię. Kocham cię jak nikogo innego.
- Proszę... - Czy to łzy w jej oczach?
- Proszę, nie przerywaj mi. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, ale dzisiaj zrozumiałem, że to koniec. Odpuszczę.
- Thomas - Teraz już widziałem je wyraźnie, spadały po policzkach, rozmazując tusz i mocząc skórę. Starłem je kciukiem. Nie chciałem, by płakała, by była smutna. Zasługiwała na to, by być szczęśliwa. - Tak bardzo cię przepraszam.
Przytuliłem ją do siebie, mocno obejmując jej plecy i pozwalając, by płakała w moją koszulę. Zrobię dla niej wszystko, a skoro chce, żebym odszedł, odejdę. Proste, ale jakże trudne.
- Czy to będzie sztuczne, oklepane i okropne, jeśli powiem, że chciałabym, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi? - zapytała, nadal tkwiąc w moich ramionach. Wciąż drżała.
Pogłaskałem ją po ciemnych włosach. Ten ostatni raz miałem ją tak blisko siebie, mogłem ją dotykać, obejmować, mówić o najintymniejszych uczuciach, słuchać bicia jej serca i nie myśleć o tych, co zrobię z dniami bez niej.
Nie odchodziła, a mimo to odbierałem wszystko jak pożegnanie. Bardzo nie lubię pożegnań.
- Byłaś moją najlepszą przyjaciółką i zawsze nią będziesz - delikatnie odsunąłem ją od siebie, złapałem palcem za podbródek i zmusiłem, by na mnie popatrzyła. Oczy miała pełne łez i smutku. - Słyszysz? Zawsze.
Uśmiechnęła się, ocierając dłońmi twarz. Nawet z rozmazanym tuszem i czerwonymi oczami była najpiękniejsza na świecie. Ale już nie moja.
- Zawsze - powtórzyła, klepiąc mnie w ramię i opierając się o balustradę. Zadarła do góry głowę i spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Uśmiech nie schodził z jej twarzy. - Wiesz, naprawdę wierzę, że oddzielnie też możemy być szczęśliwi.
Nie wiem, czy też w to wierzyłem. Czy mogę być szczęśliwy z kimś innym? Czy mogę czuć do kogoś choć w ułamku coś tak niesamowitego jak do niej? Nie wiem.
Ale wiem, że poczułem się oczyszczony.
Cholerne katharsis.
*****


przepraszam za te dwa miesiące ciszy i dziękuję, jeśli ktoś czekał.